czwartek, 12 grudnia 2013

O budżecie i partycypacji

Zakończył się etap zbierania wniosków do budżetu obywatelskiego. Spłynęło kilkaset propozycji. W tym dwie nasze. Teraz urzędnicy muszą je sprawdzić pod względem możliwości realizacji, wstępnie oszacować koszty, by potem stworzyć listę ze wszystkimi pomysłami. Jesteśmy jej baaaardzo ciekawi. Kilka pomysłów wprawdzie ujawniło się już w mediach, ale to była tylko kropla potrzeba mieszkańców.
A jakie są nasze propozycje?
Po pierwsze - Odnowienie kąpieliska miejskiego w Ochli (uzasadnienie: W Zielonej Górze brakuje miejsc, gdzie można byłoby odpoczywać z całą rodziną, a tym bardziej korzystać z uroków relaksu nad wodą. Miejskie kąpielisko w Ochli jest jedynym odkrytym „basenem” w mieście i, choć lata świetności ma już dawno za sobą, latem jest oblegane. Szkoda zmarnować potencjał tego miejsca, bo jest ogromny: piękny teren z ciekawą okolicą, pełna infrastruktura, woda, place zabaw, boiska do piłki plażowej, plaża i zacienione miejsca na biwakowanie i rozłożenie namiotu.
Potrzeba jednak gruntownej odnowy tego miejsca: od wyczyszczenia lub pewnie zbudowania na nowo niecki, po elementy małej architektury, place zabaw bardziej rozbudowane.
Wiele się mówi, ze brakuje w mieście placu zabaw na miarę Parku Krasnala w Nowej Soli. To jest właśnie miejsce, gdzie taki park dla całych rodzin mógłby powstać.
Po drugiej stronie Dzika Ochla niech zostanie nadal „dzika”, ale miejskie kąpielisko niech nabierze wigoru, a na pewno nie będzie kłopotu z zainteresowaniem, chociaż to nieco na uboczu miasta. Skoro setki zielonogórzan jeździ do Nowej Soli, to i do Ochli dojedzie.
Miasto powinno wyremontować całość i wtedy oddać komuś w dzierżawę z zastrzeżeniem, że ceny biletów mają być minimalne, jak obecnie)
Drugą propozycją jest inwentaryzacja zieleni miejskiej oraz perspektywiczny plan nowych nasadzeń (uzasadnienie: Inwentaryzacja zieleni jest podstawą dobrej opieki nad rosnącymi w mieście roślinami. Tylko znając zasoby istniejące mamy możliwość określenia braków, planów nowych nasadzeń i pielęgnacji. Tymczasem w Zielonej Górze nie ma nawet aktualnej inwentaryzacji pomników przyrody czy też cennych terenów przyrodniczych, nie mówiąc już o roślinach posadzonych w ostatnich latach na miejskich skwerach czy przy drogach. Nie wiedząc dokładnie gdzie co rośnie, nie ma możliwości odpowiedniej pielęgnacji zieleni, a co za tym idzie – dbałości nie tylko o estetykę miasta, ale przede wszystkim wydane miejskie pieniądze na nowe nasadzenia. Niepielęgnowane niszczeją lub umierają.
Ważne jest też sensowne rozplanowanie nowych nasadzeń z przemyślanym doborem roślin odpornych na warunki miejskie. Jest to ważne chociażby w przypadku nasadzeń rekompensacyjnych, które często są realizowane w przypadkowych miejscach, byleby tylko posadzić. Nie mówiąc oczywiście o dalszej pielęgnacji tych nasadzeń.) 

Trzymamy kciuki za wszystkie pomysły, które przyczynią się do rozwoju miasta. 

czwartek, 28 listopada 2013

Oby solić zakazano...

No i zaczynie się. Już niedługo. Coroczny koszmar zimowego solenia na drogach. Przyjdzie trochę mrozu, posypie trochę śniegu i już wywroty z tonami soli wyruszą na drogi, a woźni i dozorcy z wiadrami tejże na chodniki i parkingi.
Niby wszystko dla naszego bezpieczeństwa. Niby. Sól, wiadomo, wszystko rozpuści z lodem włącznie. Więc o co chodzi. A o to, że od soli umierają od niej nie tylko przyuliczne rośliny, ale niszczy się mała architektura, rdzewieją latarnie, słupki, podwozia naszych aut, niszczą się buty, bo przecież ta sól jest wszędzie, na chodnikach, przejściach dla pieszych, ulicach, placach, parkingach.
A że można bez soli przekonałam się w ub. r., gdy pojechałam na biegówki w okolice Jesenika w Czechach. Stroma droga pod górę i biała droga wysypana kamyczkami, drobnym żwirkiem. Sprawdzała się doskonale. Czesi bowiem od dawna nie sypią soli, nawet w narciarskich stromych rejonach. Zimą czarna szosa jest tam wyjątkiem. Po prostu bo jest zima.
No ale wróćmy do miasta. Tutaj inne wymogi, czarna jezdnia musi być koniecznie, bo się tak przyzwyczailiśmy. Są jednak miasta, gdzie próbuje się te przyzwyczajenia zmieniać, a przede wszystkich chronić nasze ulice i chodniki przed solą. Wzorem godnym do naśladowania jest bez wątpienia Poznań z Agnieszką Szulc z tamtejszego zarządu dróg na czele. To pani Agnieszka od dłuższego czasu walczy o to, by poznańska zieleń przyuliczna wyglądała coraz lepiej. Chodzi tu o dbanie o jakość nasadzeń, pilnowanie wykonawców, terminów gwarancji na uschnięte rośliny, ale też całoroczną pielęgnację. Dba o nasadzenia również zimą. Bo chociaż rośliny sobie odpoczywają, to właśnie zimą dostają najbardziej w kość. Nie tyle od mrozu, co właśnie od soli.
Od kilku lat stosuje się tam maty osłonowe na rośliny posadzone przy ulicach. Sprawdzają się doskonale, a mat jest coraz więcej. Już zaczęto je zakładać nie czekając na pierwszy śnieg. W Zielonej Górze udało się takie maty zamontować przy młodych lipach posadzonych wzdłuż al. Niepodległości. Mam nadzieje, że zostaną zabezpieczone również w tym roku i nie pozostaną osamotnione w tej dbałości o naszą zieleń.
Na facebooku aktywnie działa fanpage "Nie solę, chronię drzewa" założony prze poznańskich aktywistów (podobno wywodzących się z urzędu miasta, ale to dane niepotwierdzone:), na którym można znaleźć dokładne informacje na temat szkodliwości soli, skutków jej stosowania, wiele zdjęć obrazujących temat. Polecam zajrzeć.
A tutaj kilka słów o całej sprawie z zielonogórskiego podwórka.

poniedziałek, 25 listopada 2013

Jak wylać dziecko z kąpielą, czyli o wyrzucaniu aut ze śródmieścia

Jak wynika z badania przeprowadzonego na zlecenie "Gazety Wyborczej" blisko połowa zielonogórzan chce ograniczenia ruchu samochodowego w obrębie starówki. Cieszy ten fakt. Jednak druga połowa pewnie już się denerwuje i wysuwa argumenty przeciw takim ograniczeniom. Głównym "wytrychem" w tej dyskusji jest zawsze umierający deptak.
No i tutaj jest klucz, a raczej pies pogrzebany. Aut coraz więcej, bo miasto się rozlewa i jakoś po nim trzeba się poruszać. Wygoda i przyzwyczajenie sprawiły, że najchętniej podjeżdżamy pod sam cel naszej podróży, bo się spieszymy, bo zimno, bo po to ruszyliśmy przecież auto z garażu czy podjazdu, by dojechać na miejsce, a nie jeszcze łazić. A tu zamiast budować parkingi i poszerzać drogi czy też wytyczać nowe, chcą ograniczyć ruch w centrum. To już na pewno do centrum nie pojedziemy tylko załatwimy wszystko, co się da w Focusie. Kłopot w tym, że tam już też coraz mniej wolnych miejsc parkingowych i to nie tylko w sobotnie popołudnie, ale i w poniedziałkowy ranek.
Jak wyjść z tego impasu? Sposoby są dwa, moim zdaniem co najmniej dwa, bo pewnie każdy ma inny pomysł na nasze miasto i każdy jest słuszny.
Albo burzymy kamienice w pobliżu centrum i robimy mega parking (abstrakcja finansowa i formalna, poza tym jak pokazały doświadczenia wielu miast zagranicznych, to tylko rozwiązanie na krótką metę, bo każdy parking się zapełni), albo ograniczamy ruch samochodów. Ale tutaj dobrze wykazać się roztropnością.
Nie jest rozwiązaniem zamykanie ulic i już. Niech sobie kierowcy radzą inaczej, bo my tu teraz tylko pieszych i rowerzystów wpuszczać będziemy. To tylko skłóci przedstawicieli różnych grup społecznych, które mają takie samo, równe prawo do miasta. Rozwiązaniem jest pogodzenie różnych interesów, potrzeb, oczekiwań w korzystaniu z miasta. Niech wymienione ulice (brakuje mi tu jeszcze pl. Pocztowego) są przejezdne dla aut, ale z ograniczeniami prędkości. Już teraz jeździ się tam w miarę wolno i nie trzeba robić ostrych zakrętów czy stawiać ławeczek na środku ulicy. Chodzi o to, by pieszy (a zatem każdy z nas) czuł się bezpiecznie idąc załatwić/kupić/zjeść/pospacerować w centrum miasta.
Nawet niech parkingi tam będą, ale w ścisłym centrum za co najmniej trzykrotną stawkę niż np. na pl. Kolejarza. Jeśli czuję taką potrzebę, to mogę zaparkować, ale to kosztuje. To rozwiązanie sprawdza się w Berlinie, Hamburgu i pewnie wielu innych miastach.
Jeśli coś zmieniać w ulicach, to poszerzać chodniki i pilnować tych, którzy parkują na dziko. Zagospodarować zielenią zapomniane zaułki na Drzewnej, by było przyjemnie tamtędy chodzić, a nie ukradkiem przemykać między szarymi budynkami i ruderami. Wtedy z przyjemnością wręcz przeszłabym nawet tych kilkaset metrów do celu bez konieczności manewrowania na wąskich uliczkach by wreszcie za trzecim objazdem upolować jakieś miejsce parkingowe.
Jakoś nie mogę zrozumieć tych, którzy chcą więcej aut w centrum. Czy rzeczywiście tak przyjemnie im przeciskać się między samochodami, gdy idą kupić chleb w piekarni albo chcą wypić kawę z umówioną koleżanką czy zjeść lancz z klientem?
Reasumując: działania muszą być dwustronne: ograniczenie prędkości i ilości parkujących samochodów na rzecz estetycznej przestrzeni, która będzie wręcz kusiła, by się przejść.
A zielonogórska starówka jest tak mała, że kilkuminutowy spacer wyjdzie tylko na dobre i naszemu zdrowiu, i samopoczuciu, i samej starówce.
[Beata]

środa, 20 listopada 2013

Budżet obywatelski - decydujemy sami o miejskich inwestycjach

Prezydent Janusz Kubicki zaprezentował projekt budżetu miasta na przyszły rok. Co cieszy ogromnie, to zwiększona pula pieniędzy przeznaczona do bezpośredniego podziału przez samych mieszkańców, czyli tzw. budżet obywatelski. W tym roku to aż 6 mln zł!
To efekt ubiegłorocznego sukcesu partycypacji zielonogórzan w rozdysponowaniu miejskich funduszy. Kto jak kto, ale to własnie mieszkańcy wiedza najlepiej, na co trzeba wydać pieniądze, co im najbardziej doskwiera w mieście i jak można by to poprawić. Często jest tu mowa o małych inwestycjach, wręcz drobiazgach, jak krzywy chodnik, nierówne schody, brak ławeczek do odpoczynku czy placu zabaw dla dzieci. Jednak to właśnie jakość tych drobiazgów stanowi o jakości naszego życia w mieście i jego komforcie. Kilka takich rzeczy w tym roku udało się już zrobić. Wystarczy wspomnieć o schodach przy bibliotece im. Norwida czy chodnikach przy ul. Akacjowej albo placu zabaw przy przedszkolu nr 9. Prezentacja tutaj.
O wielkich inwestycjach, jak uzbrojenie działek inwestycyjnych, budowa Muzeum Przyrodniczego czy Planetarium władze już pomyślały zapisując te propozycje osobno w budżecie. Nie trzeba się też obawiać, że większość obywatelskiej puli przejmą rowerzyści, którzy są coraz silniejszą grupą (co nas baaaardzo cieszy) w mieście. Dogadali się oni bowiem z prezydentem, że poczekają na kolejne rozdanie unijnych funduszy na drogi rowerowe i całą pozostałą infrastrukturę dla dwukołowców. Więcej tutaj.
A zatem do dzieła, drodzy zielonogórzanie! Potrzeba jest mnóstwo, drobiazgów doskwierających w codziennym "użytkowaniu" miasta również. I chociaż po drodze pewnie pojawią się konflikty interesów, to na pewno zdarzą się też podwórkowe "burze mózgów".
Oto krótkie zestawienie ważnych dat dotyczących BUDŻETU OBYWATELSKIEGO":
- od 20 listopada do 11 grudnia można składać wnioski do budżetu (forma elektroniczna tutaj, ale też można wziąć z urzędu przy ul. Podgórnej i wydziały przy ul. Zachodniej wydrukowane formularze)
- wnioski pod względem formalnym będą rozpatrywane od 12 do 29 grudnia. Powstaną dwie listy: projektów małych do 150 tys. zł i dużych - powyżej tej kwoty.
- głosowanie potrwa od 31 grudnia przez miesiąc
- wyniki - 6 lutego 2014 r.

My już szykujemy swoje propozycje. Wkrótce je zdradzimy. Ale liczymy też na Wasze pomysły. Możecie podsyłać je do nas (ztum@gazeta.pl), ale sami także możecie je składać w Urzędzie. Zachęcamy!

piątek, 31 maja 2013

Pomysłów burza...

Formalnie zakończyliśmy, rozliczyliśmy i poskładaliśmy do teczki dokumentację całą dotyczącą projektu Dziecięca Akademia Architektury. Ufff. Jak jednak zapowiadaliśmy na ostatnich zajęciach, to nie było nasze pierwsze i ostatnie słowo, oj nie.
Wprawdzie na razie nie udało nam się pozyskać środków na kolejne warsztaty w podobnym czy też innym sznycie, jednak nie spoczęliśmy w boju:).
Tymczasem zapraszamy na Zielony Czerwiec
https://www.facebook.com/pages/Zielony-Czerwiec-w-Zielonej-G%C3%B3rze/230342800316291
Będziemy mieć mały wkład w to, co się będzie działo. Już teraz zapraszamy na warsztaty nt. partyzantki ogrodniczej 21 czerwca o godz. 18 w Zielonej Jadłodajni. gadania za wiele nie będzie, obiecujemy:)

niedziela, 28 kwietnia 2013

Place zabaw po dziecięcemu - DAA odcinek ostatni

Podczas ostatnich zajęć w ramach Dziecięcej Akademii Architektury rozmawialiśmy o tym, jak żyje miasto i jak z niego korzystamy.
Dzieci bez problemu wymieniły, że miasto to miejsce dla każdego, niezależnie od wieku, zawodu, zainteresowań. Jest w nim też miejsce dla zwierząt i roślin. Aby jednak korzystanie z miasta było bardziej przyjemne i łatwiejsze, trzeba stworzyć miejsca, które umożliwią ludziom spotkanie się w przestrzeni publicznej.
Chodzi tutaj zarówno o miejsce do odpoczynku, rekreacji, wyciszenia, jak i zabawy.  Ta ostatnia jest najbliższa dzieciom. Stąd  podczas warsztatów powstały przeróżne place zabaw. A że place zabaw mogą być zrobione z różnych materiałów, mieć różne zabawki, formy i wielkości, efekty prac, jak zwykle zresztą, zaskakiwały, a pomysłowość dzieci po raz kolejny nie miała granic.
Trzeba było widzieć ich entuzjazm, gdy opowiadały o swoich pracach, wymyślnych  konstrukcjach do wspinania, skomplikowanych technicznie wyrzutniach. Nie zapomnieli też o dorosłych. Zwykle rezerwowali dla nich wygodne kanapy-poduchy, leżaki, ale była tez wielka huśtawka mogąca pomieścić kilkadziesiąt osób, w tym dorosłych.
 Bazyl i Filip od początku mieli plan, co chcą zrobić.
Chociaż materiały dla wszystkich były takie same, każdy wymyślił coś innego.




 Pełne skupienie. Jak odkleić ten papierek?



 Na pierwszym planie Kuba - wielbiciel rulonów:)




















 No i prezentacja gotowych dzieł:
 Oto Kuba i jego rulonowa konstrukcja do wspinaczki. Jak ktoś się zmęczy podczas wspinania, może się zdrzemnąć w rulonie.

 Filip też wymyślił ściankę wspinaczkową, po której można się wspiąć na platformę. A potem... z niej zjechać. W tym czasie rodzice mogą popatrzeć na podświetlana kolorową fontannę.




 Wojtka zainspirowało jedno ze zdjęć podczas prezentacji - ławka przymocowana do procy. On zrobił wyrzutnię dla kilkudziesięciu osób na raz. Dla miękkiego lądowania mają powietrzne poduszki.
 Antek oprócz "wyrzucającej" ławki pomyślał o efektach specjalnych - nieuważni mogą się mocno poturbować:)

 Kamila i jej ogromna huśtawka oraz kolorowe poduchy dla rodziców. Czysty relaks.

 Michalina postawiła na kolor: konstrukcja do wspinania, przezroczysta piaskownica i wigwam bez ścian, ale za to z podziemnymi tunelami.

 Idalia bardzo pieczołowicie dopracowała każdy szczegół. Jest piaskownica, nietypowa karuzela, sprężynowe leżaki. A na hamaku nawet się już ktoś huśta!




 Jeremi na początku długo się zastanawiał, jak będzie wyglądał jego plac zabaw. Ale jak już dokładnie wszystko wymyślił, nie było szans nawet na malutkie odstępstwa. Oto plac dla wszystkich: siedziska dla dorosłych, a zjeżdżalnie, trampoliny, tyczki do wspinania lub... "wyskakiwania" jak ze sprężyny dla młodszych.  
 Olga i jej plac zabaw. Dla dorosłych ławka z masażem (niebieska). Nie zabrakło też zieleni.
Bazyl był tak zapracowany, że wykonał w sumie aż trzy place zabaw. Ostatni - najbardziej kolorowy to głównie siedziska do opalania i trampolina.


To było nasze ostatnie spotkanie w ramach Dziecięcej Akademii Architektury. A przynajmniej pierwszej jej edycji. To był rewelacyjny czas spędzony z niesamowicie żywiołowymi i pomysłowymi dziećmi, być może przyszłymi architektami czy urbanistami, a na pewno świadomymi użytkownikami przestrzeni publicznej.
Wiele prac wykonanych podczas zajęć podobno stoi do dziś w domu na półkach (ku pociesze dzieci i mniejszej radości rodziców). Podobno niektórzy się tak od zajęć uzależnili, że w domu z rodzicami kleją kolejne konstrukcje. I tak trzymać. A że pogoda coraz ładniejsza, zachęcamy do spacerów po mieście, by to, o czym mówiliśmy podczas zajęć, zobaczyć i zaobserwować w rzeczywistości. Bo miasto to my. Odnajdźmy się w nim. Miłego korzystania z miasta:)
Beata Tokarz i Basia Sibila
ps. Listę ciekawych placów zabaw umieścimy za kilka dni. Muszę poszperać trochę, by wyszukać na prawdę nietypowe:)